Primero: Do sprawnego poruszania się konieczna jest znajomość hiszpańskiego. Tutaj "koniec języka za przewodnika" jest podstawową strategią nawigacyjną w mieście. Próba rozmowy z miejscowymi po angielsku jest zwykle połowicznie udana, to znaczy ty mówisz a oni nic nie mówią.
Po drugie: Czapka, okulary przeciwsłoneczne oraz krem z filtrem. Na wysokości 2800m górskie powietrze chłodzi naszą skórę dokładnie w tym samym czasie gdy palące równikowe Słońce bezlitośnie wypala na bladych twarzach nienaturalne rumieńce które z czasem ujawniają naszą pierwotną gadzią naturę i linieją.
Po trzecie: Autobusy są podstawowym i tanim (1USD za godzinę jazdy) środkiem transportu. Jeżeli istnieją jakieś rozkłady jazdy to nie mieliśmy okazji ich zobaczyć, strategia "koniec języka.." znowu jest najlepsza.
Po czwarte: Drobne pieniądze są zawsze i wszędzie pożądane, na widok banknotu o nominale 20 USD wszyscy robią smutne miny i proszą o drobne.
Po piąte: Miejscowi są bardzo przyjaźni, chętnie pomagają lecz nie narzucają się z pomocą i nie oczekują zapłaty, sprzedawcy są mili i nienatrętni. Taksówkarze uczciwi, nie pobierają nadmiernego podatku od białości pasażera ( popularnego w krajach afrykańskich).
Hubert
PS.: Praktyczne dla spacerujących mogą okazać się również maski gazowe. Autobusy, a jest tu ich pełno, pozostawiają za sobą czarne chmury spalin. Nie da się ich uniknąć spacerując po Quito, parki i małe place to jedyne oazy względnie "czystego" powietrza.
A.