Obawiałam się trochę o pogodę przed wyjazdem. To jednak góry i informacje z internetu nie były optymistyczne. Ale w sumie nie jest źle. Musimy uważać raczej na palące słońce (mimo, że temperatury nie sięgają powyżej 25 stopni) niż na deszcz i zimno. Zwłaszcza, że pada tylko po południu. Wieczory podobno są zimne, ale wieczorami jeszcze zasypiamy dość wcześnie z powodu różnicy czasu.
Dziś odwiedziliśmy La Mariscal i znaleźliśmy prawie wszystko czego brakowało według naszej stereotypowej wizji miasta: kawiarnie, restauracje, bary, jeden supermarket, kilka sklepów z pamiątkami (ceny horrendalne), apteki, tylko turystów wciąż jak na lekarstwo. Wcale nam to nie przeszkadza. W Gringolandii wesoło i kolorowo zupełnie inaczej niż w spokojnym i rozleniwionym centro histórico. Niewysokie i różnobarwne budynki podkreślają lekką atmosferę tego miejsca. Co drugi to bar, restauracja lub kawiarnia. Trochę głośno jak na mój gust, dużo ruchu na ulicy i z lokali słychać nie zawsze przyjemną muzykę. Wystrój wnętrz ewidentnie skierowany jest do turystów i zaprasza do wydawania dolarów. Ceny raczej warszawskie.
Agnieszka