Caraz jest małą miejscowością w górach, przyciągającą turystów zainteresowanych trekkingiem i wspinaczką. Jest sporo hosteli no i oczywiście są taksówkarze na dworcu polujący na pasażerów, z tym że zamiast samochodów proponują tuk-tuki. W centrum jest spokojny placyk i dziś panowała na nim niedzielna atmosfera, rano procesje, śpiewy, orkiestry dęte, później rodziny spędzające czas z dziećmi i sprzedawcy lodów. Tak nas odprężyła ta atmosfera, że większość dnia spędziliśmy odpoczywając. Zwłaszcza, że biuro informacji turystycznej było zamknięte i nie mieliśmy żadnej mapy okolicy. Po południu trafiliśmy na miejscowy targ. Tam oprócz obfitości owoców i warzyw, lokalnych strojów, dostrzegliśmy również mniej urzekające scenki, psy wgryzające się w porzucone świńskie łby i inne kości. Widok mało estetyczny, wręcz odrzucający, ale tutaj nikogo nie dziwi.
A.