Wycieczka do laguny Parón to, w wersji dla leniwych i nie całkiem biednych, około godziny jazdy taksówką po górskiej, kamienistej, i potwornie kurzącej wyboistej drodze aż na wysokość ponad 4000 m n.p.m. Po opuszczeniu taksówki, gdy kurz opadnie, świeże górskie powietrze przywraca zmysł węchu. Pierwsze spojrzenie na lagunę i z ust wyrywa się "WOW!" (polska wersja okrzyku nie nadaje się na bloga). Błękit wody jest tak błękitny, a biel szczytów tak biała jak na kiczowatej pocztówce z wakacji. Podobnie jak Galapagos, to miejsce nie daje się sfotografować tak aby oddać jego prawdziwą atmosferę. Jakby się nie starać zawsze wyjdzie banalny widoczek z górami i jeziorkiem. Spotkaliśmy tam szaleńców którzy weszli do góry piechotą i opamiętawszy się trochę postanowili wrócić na dół z nami na czterech kołach. Później okazali się jeszcze bardziej szaleni niż myśleliśmy, to pewnie efekt braku tlenu, spotkaliśmy ich schodzących piechotą, wyraźnie zadowolonych .
H.