Do Cochabamby przyjechaliśmy nocnym, wygodnym autobusem, drogą nie zawsze asfaltową, ale przynajmniej w miarę prostą, dzięki czemu udało się noc przespać.
Wybrany hostel okazał się bardzo przyjemnym miejscem w stylu kolonialnym z mnóstwem zieleni na patio. Rano otwieramy drzwi i mamy festiwal słońca i zieleni, dostajemy dawkę energii lepszą niż porcja kofeiny. Jest ciepło, w środku dnia nawet gorąco. Po rześkich temperaturach w La Paz możemy się wreszcie wygrzać w słońcu. Miasto jest ładne, czyste, doskonałe miejsce na krótki odpoczynek.
W okolicy jest kilka atrakcji. Ruiny inkaskich budowli, kąpieliska termalne Liriuni i las eukaliptusowy Pairumani. Chcieliśmy spędzić dzień odwiedzając niektóe z tych miejsc i tak do Pairumani dotarliśmy zmieniając środek transportu (lokalne busiki) 5 razy, płacąc za każdym razem około 1 boliviano (50gr). Kąpieliska Liriuni są malowniczo położone wśród gór, niestety sam kompleks basenowy malowniczy już nie jest. Wstęp kosztuje 5 bolivianos (2,5zł) i koszt jest dostosowany do usługi. Mimo wszystko cieszy się popularnością wśród miejscowych więc nie bez pewnych wątpliwości zdecydowaliśmy się skorzystać. Jak dotąd nic się na skórze nie pojawiło więc chyba znów się udało. Do ruin już się nie wybraliśmy, za to pojechaliśmy zobaczyć drugą co do wielkości na świecie (pierwsza jest w Świebodzinie) figurę Chrystusa. Byliśmy też na bazarze, jednym z największych na kontynencie. Chyba przygotowują się już do karnawału, bo uwagę przykuwały handlarki szyjące kolorowe stroje, ozdabiające kapelusze piórami, co ciekawe niekoniecznie przy stoiskach tekstylnych. Wydaje się, że w przygotowania do wielkiego święta zaangażowany jest ogrom ludzi. Szkoda, że nas tu już nie będzie.
Cochabamba nie jest specjalnie znanym miejscem na turystycznych mapach Ameryki Południowej, ale mi się podoba. Jest na tyle dużym miastem, że nie jest zatłoczona i na tyle małym, że można się po niej poruszać bez trudu. Klimat jest bardzo sprzyjający: ciepło, ale nie za gorąco. Miło się odpoczywało.
PS.: Ostrzegano nas, że Boliwia jest najbiedniejszym krajem Ameryki Południowej i w związku z tym trzeba być przygotowanym na ekstremalne warunki. Jak do tej pory mamy najlepsze hostele pod każdym względem (czystości, komfortu, otoczenia, ceny). Jedzenie jest świetne, drogi porównywalne z tym co było do tej pory, za to jest zdecydowanie taniej:)
A.