Valpo jest portem, jednym z największych w Ameryce Południowej. Jest położone w naturalnym amfiteatrze - góry, jak to w przypadku większości dużych miast do tej pory, stanowią naturalne tło i decydują o wydłużonym kształcie strefy miejskiej. Średnio raz na sto lat zdarzają się tu trzęsienia ziemi pustoszące okolicę. Jednocześnie Valparaiso rozciąga się na 50 różnych wzgórzach dzięki czemu co chwilę znajdujemy jakiś "mirador" czyli punkt widokowy, z którego można podziwiać przeróżne części miasta. Jednym ze słynniejszych jest dom Pablo Nerudy (chilijski poeta, zdobywca nagrody Nobla) przekształcony w muzeum. Z salonu, sypialni i gabinetu widać zarówno mozaikę kolorowych, ciasno poustawianych domów jak i błękit oceanu.
Wychodząc na spacer śmiało można zaplanować co najmniej 3 godziny wędrówki. Można (celowo lub nie) zgubić się w labiryncie kolorowych uliczek albo zasiedzieć się w jednej z niezliczonych kawiarenek ukrytych w niewiarygodnych zakątkach (zwłaszcza jeśli mają widok na niezwykle malowniczy port).
Valparaiso jest rajem dla ludzi kochających sreet art. Jest go wszędzie pełno, w różnych postaciach od prostych napisów po bardzo ambitne i złożone obrazy. Można snuć się godzinami po krętych uliczkach w poszukiwaniu ciekawych murali.
Jest też stara część portowa, kiedyś pewnie pełna blasku niezwykłej architektury dziś raczej strasząca ruinami i niszczejącymi budynkami. Życie toczy się głównie wokół cieszących się dużą popularnością "marisquerias" - restauracji z owocami morza, których tu nie brakuje. Nas jednak nie zachwyciły. Obsługa była miła do momentu, kiedy złożyliśmy zamówienie. Jeśli nie jesz obficie, tracą zainteresowanie. My dzielimy się zwykle jednym dwudaniowym obiadem więc bywa, że dostajemy rachunek zanim dokończymy deser. Ale trzeba przyznać, że zdarza się to tylko w obleganych miejscach. Tam, gdzie knajpa świeci pustkami na rachunek czeka się baaaardzo długo.
Zrobiliśmy sobie tu dłuższy, czterodniowy przystanek. Jest drogo, jak to w Chile, ale miejsce jest warte spędzenia w nim trochę więcej czasu. Za to do Vina del Mar nie pojechaliśmy. Miejscowi powiedzieli nam, że poza plażą nie ma tam nic interesującego.
A.