Perrito Moreno, największa atrakcja El Calafate. Czoło ciągle żywego lodowca spływającego z gór. Wystarczy postać chwilę aby usłyszeć jak gdzieś w oddali z hukiem pęka lód. Czasami odrywające się kęsy lodu, wpadając do wody z wielkim hukiem rozpadają się na drobne kawałki. Całość wygląda jak wielka spieniona zamrożona rzeka spływająca kanionem z gór, grzbiety fal są białe a woda granatowa. Jest to jeden z niewielu lodowców który wciąż rośnie, chyba dlatego miejscowi operatorzy turystyczni są bardziej rozpuszczeni niż górale w Zakopanem, cokolwiek by nie robili turyści i tak przyjadą. Okazuje się że ilość autobusów kursujących na Perrito Morreno jest ograniczona, kursy są dosyć drogie a wstęp do parku płatny.Pomimo wcześniejszej rezerwacji można nie załapać się na łódkę podpływającą pod lodowiec, dla kogoś kto przejechał/przeleciał 3000 km aby zobaczyć lodowiec z bliska to może być niemiłe zaskoczenie. My planowaliśmy spędzić w El Calafate jeden dzień po czym pojechać jeszcze na południe do parku Torres del Paine, niestety okazało się że nie ma biletów autobusowych, najbliższe dostępne za 2 dni (.... miejsce na wulgaryzmy ...). Nie mamy na to czasu więc uwięzieni w krainie lodu grzecznie czekamy na samolot to Buenos Aires.
H.