Całkiem niespodziewanie finał rajdu Paryż-Dakar spotkał nas w Buenos Aires. Już od wejścia na teren imprezy czuć atmosferę święta sportowego. Tłumy witają i oklaskują wszystkich którzy wjeżdżają na podium, bo każdy kto dojechał jest zwycięzcą. Wielkie poruszenie wywołuje pojawienie się polaka Rafała Sonika, w tłumie jakiś argentyńczyk obok nas prosi o pomoc w zdobyciu autografu. Na polskie "Tutaj!" mistrz odwraca się i nasz sąsiad dostaje upragnione trofeum. Wszyscy kierowcy motorów, samochodów, quadów rozmawiają ze sobą, w zakurzonych kombinezonach poklepują się serdecznie. Tutaj nie ma wyżelowanych lalusiów którym stawia się pomniki z brązu, to sport dla konkretnych ludzi, nie ma oddzielnej klasyfikacji dla mężczyzn, kobiet i niezdecydowanych. Patrząc na ich twarze widać że wygrywają tylko ci najbardziej doświadczeni. Rafał Sonik zawiezie trofeum do Polski, Krzysztof Hołowczyc też do Polski i do swojego sponsora a wśród kanapowych sportowców nadal będzie królować piłka nożna.
H.
P.S.
To nie koniec naszej przygody z rajdem. Wieczorem poszliśmy do "Krakowa", polskiej knajpy w Buenos, spotkaliśmy tam polaków z Argentyny, USA i Argentyńczyków z polskimi korzeniami. Potem pojawił się sam mistrz "SuperSonik" z drużyną, były oklaski, wiwaty, wspólne fotki, autografy piwo, szampan i polskie "Sto Lat !".
Dla tych co też chcieliby wygrać Paryż-Dakar, taka mała podpowiedź - motto z koszulek drużyny Rafała Sonika :"Marzenia są dla tych, co zostają w domu. Wyzwania są dla tych, co wyruszają w drogę, ale od marzeń wszystko się zaczyna"