Aby dotrzeć do San Cipriano jechaliśmy ok 3h do Córdoby ( ale nie tej w Argentynie) po czym wsiedliśmy na drezynę do dżungli. Nie jest to łatwe z dwóch powodów: po pierwsze przy sprzedaży biletów i organizowaniu przejazdu pracuje jednocześnie kilka osób, które wyraźnie sobie nie pomagają, w związku z czym trzeba chwilkę poczekać zanim znajdzie się miejsce w jednej z mnóstwa oczekujących pustych drezyn. Po drugie: domowej konstrukcji drezyna napędzana przyczepionym motorem nie budzi zaufania jak stoi, a jak rusza po torach tym bardziej nie daje poczucia bezpieczeństwa. Tor jest jeden, więc gdy nadjeżdża inna drezyna z naprzeciwka trzeba zsiąść, znieść pojazd z torów, przepuścić przejeżdżający wehikuł, po czym zapakować z powrotem nasz pojazd na tory i voilà ! Na końcu drogi spotka nas kawałek Afryki , tutejsza wioska jest zamieszkana wyłącznie przez czarnoskórych mieszkańców Kolumbii. Wykorzystaliśmy czas aby popluskać się w rzece, zaprzyjaźnić z patyczakiem, pospacerować po dżungli i obejrzeć wieczorny spektakl świetlików.
H.